sobota, 26 kwietnia 2014

Nowy blog, pierwszy wpis.

4 komentarze:
Witajcie! :)

Kolejny raz zakładam bloga. Uznałam, że pisanie jest jak narkotyk. Uwielbiam pisać! Będę Was męczyć długimi wpisami o swoim życiu, ale mam nadzieję, że nie tylko. Mój poprzedni blog był... smutny, szary, smętny. Nie chciałam żeby ten taki był. Jednak niech ślimaczki, grzybki, kwiatuszki i króliczki Was nie zmylą! W rzeczywistości nie mam z nimi nic wspólnego, ale taki wygląd bloga mi się podoba, więc tak będzie on wyglądać. Przynajmniej na obecną chwilę... Postaram się pisać regularnie, ciekawie i w każdy wpis wszczepiać pozytywną energię. Mam nadzieję, że mój blog Wam się spodoba i będziecie do niego wracać. Wszystkie komentarze będę czytać i prośby o odwiedziny spełniać. Jestem otwarta na krytykę, więc nie szczędźcie słów! ;)

Napiszę Wam teraz coś o sobie. Nazywam się Kalina i szczerze powiedziawszy nie lubię tego imienia. Nie będę nudzić długim opisem tego, dlaczego go nie lubię. Jest on chyba tutaj zbędny i zapomnijcie, że coś takiego miało się tu znaleźć. Do swoich pasji mogę zaliczyć jazdę konną, czytanie książek i słuchanie muzyki. Nic innego niestety nie przychodzi mi do głowy. Jestem kociarą. Swojego czarnego kota kocham prawdziwą miłością i gdyby ktoś chciał go obrazić... Ale nie o tym teraz! Po mieście paraduję w glanach, czarnym stroju i z kamienną miną. Ludzie uważają, że cały czas jestem smutna, ale nie jest to prawdą. Moim ulubionym zespołem jest Linkin Park i muszę Wam powiedzieć, że już umieram z zachwytu, bo w czerwcu nowa płyta! Zapowiada się świetnie i żywię wielką nadzieję, że 'The Hunting Party' będzie o niebo lepsze i mocniejsze od wszystkich płyt jakie mają w swoim dorobku. Zespoły, które również uwielbiam to Nirvana, U2, Young Guns. Mieszkam koło lasu i jak dla mnie na totalnym odludziu. Mam jednak znajomych, a co najważniejsze też i przyjaciółkę. Tyle informacji o mnie.

Na blogu, jak już pisałam wcześniej, będę dużo pisać o swoim życiu. Ten tydzień, który już powoli się kończy, był dla mnie bardzo udany! Miałam wolne, spotkałam się ze znajomymi i wreszcie wybrałam się z koleżanką do miasta. W poniedziałek skończyły się święta i we wtorek mogłam odetchnąć. Nie wchodziłam na wagę, ale czuję się... inaczej. Te święta spędziłam przede wszystkim na jedzeniu i piciu. Mogłabym nawet napisać, że nic innego mnie w nich nie interesowało. Każdy dzień spędziłam u kogoś innego, ale żaden we własnym domu. Dopiero wieczorem mogłam spokojnie położyć się na łóżku i nie przejmować się niczym. Tak oto minęły mi tegoroczne święta. Uważam je za udane, bo nie było w nich choćby krzty smutku, a takie dni uwielbiam! Później przyszła środa i spontanicznie spotkałam się ze swoją koleżanką i przyjaciółką. Byłyśmy umówione na 16 pod najlepszym sklepem spożywczym na świecie - Biedronką, ale jako iż mam wszędzie daleko, to musiałam poprosić brata aby mnie na wyznaczone miejsce podwiózł. Niestety okazało się, że dosłownie kilka minut temu zaczął polerować samochód i nakładać na niego wosk. W rezultacie musiałam poczekać, a dziewczyny dzwoniły do mnie z pytaniem 'gdzie ty jesteś?!' Udało się, wyjechaliśmy. Spotkanie udane. W sumie to co mogłabym jeszcze o nim napisaćć? Pograłam z przyjaciółką w siatkówkę, wykupiłam sobie pakiet 1000 smów, zjadłam popcorn, chipsy... Najważniejsze jest to, że się spotkałyśmy i mogłyśmy wreszcie normalnie porozmawiać. Z przyjaciółką nie widzę się często i bardzo cieszę się, że spotkałam się z nią w środę. W czwartek natomiast pojechałam z koleżanką na zakupy do miasta. Wreszcie za trzecim razem udało nam się gdzieś wybrać. Naszą radość chyba świetnie opisuje sms wysłany przez moją towarzyszkę w tym dniu 'Jezu, nie mogę w to uwierzyć, że los wreszcie dał nam szansę'. :) Nic nie zepsuło nam tego dnia! Nawet nagłe uświadomienie sobie, że idziemy jednak w złą stronę i desperackie próby skrócenia nadłożonej drogi, nie były w stanie tego zrobić. W galerii też często myliłyśmy kierunki, ale winę możemy zrzucić na to, że cały czas ze sobą rozmawiałyśmy, co w znacznym stopniu utrudniało logiczne myślenie. W końcu kupiłam sobie koszulę w Reserved i koleżanka również znalazła tam coś dla siebie. Sinsay natomiast zauroczył mnie swoimi notesami, ale tymi z końskim motywem - musiałam je mieć, już za długo czekałam żeby je kupić! Podobno, że jak oglądałam te notesy, to zachowywałam się jak pięcioletnie dziecko... Do notesów dołożyłam czarny portfel i poszłam je kupić. Wszystko nie kosztowało mnie dużo, ale muszę chyba wreszcie zacząć myśleć zanim zacznę ślinić się do malutkich, rozkosznych notesików (u, powiało słodyczą). Po powrocie z zakupów okazało się, że mama kupiła mi sukienkę i muszę się Wam przyznać, że trafiła w mój gust! Wybrać dla mnie sukienkę jest strasznie trudno, bo po pierwsze ich nie lubię, a po drugie uważam, ze nawet moja rodzicielka nie wie i nie rozumie co mi się podoba. Jednak może wreszcie zrozumiała co lubię. ;) Dzisiaj miałam też spotkać się z Zośką (to nie jej imię, ale pseudonim), jednakże pogoda nie pozwoliła nam zrealizować tych planów. Myślę, że jak widzimy się w poniedziałek, to wielkiej różnicy nam to nie robi i nie ma nad czym rozpaczać. Mimo wszystko jednak miło byłoby się spotkać... 

Jestem ciekawa jak Wy spędziliście tegoroczne święta, więc piszcie. :) Mam nadzieję, że nie zanudzam i czekam na opinie, na temat bloga.